niedziela, 10 lipca 2016

Jedne z najbardziej niedocenianych okolic Lublina! Nowa konfiguracja taboru ;)

Po powrocie z nadmorskich wojaży, pogoda nie rozpieszczała, jak nie wieje, to leje... aż w niedzielny poranek słoneczko na dłużej zawitało nad widnokręgiem, więc ruszamy! Ale tym razem nieco inaczej! Zuzia w przyczepce, tata na rowerze, a mama... pobiegnie! nie! nie za karę!;) 
Tylko wybrać trasę i gotowe! Padło na jedne z najbardziej niedocenianych okolic Lublina...okolice Borzechowa!
kościółek w Kłodnicy Dolnej
Zostawiamy samochód w Niedrzwicy Kościelnej, a w zasadzie już w Sobieszczanach... pod sklepem (w niedzielę zamknięty, ale i tak nie robimy zakupów w niedzielę, więc nie wielka strata - informacja chyba jednak dość istotna dla ewentualnych naśladowców) - zresztą sklepy będą nam towarzyszyły mniej więcej co 3-4 km na pewno, a więc w odległości, którą można pokonać bez łyka wody ;) No dobra ruszamy! Kierujemy się w kierunku oznaczonych szlaków rowerowych po gminie Borzechów i Niedrzwica Duża - są one baaaardzo malownicze i naprawdę przyzwoicie oznaczone. Rzadko, ale jednak: występują też miejsca przyjazne rowerzystom, czyli stoły, pod zadaszeniem, stojaki na rowery, czasem coś jeszcze; jednym słowem miejsca gdzie można odpocząć, zjeść, a w naszym przypadku jeszcze np. zmienić pieluchę ;) Pierwsze kilometry już nas utwierdzają w przekonaniu, że dobrze trafiliśmy... delikatnie pofalowany teren, piękny krajobraz, co jakiś czas umilony jeszcze zalesionym obszarem. Towarzyszą nam znaki szlaków rowerowych: najpierw przez chwilę niebieski (pętla po okolicach Niedrzwicy), potem żółty, z którego odbijamy dopiero w miejscowości Kłodnica Dolna. W tejże przystajemy na pierwszy odpoczynek w cieniu starego kościółka drewnianego z 1928 bodajże roku. Niestety niszczejący, zaniedbany, a tymczasem po drugiej stronie duży, czerwony kościół murowany wzniesiony pewnie na początku lat 90-tych - tak wynikało z miłej pogawędki z jednym z gospodarzy. Pieniądz tracił wtedy na wartości, trzeba było szybko budować, bo potem byłoby już dużo drożej - no to pobudowali. Szkoda tylko, że drewniany kościółek poszedł w zapomnienie... Kilkaset metrów dalej śliczna wiekowa też kapliczka "z ósmego roku! Z 12 listopada!" (1908r - przypis taty Zuzi) - z dumą stwierdza nasz wiekowy, miły rozmówca, bo to właśnie przy niej go spotkaliśmy... Jedziemy dalej (właściwie gonimy mamę, bo nam ucieka...). Po sporym podjeździe dojeżdżamy do Borzechowa, gdzie można odpocząć (na ławeczkach pod drzewami) i coś zjeść (pizzeria!), ale nie skorzystaliśmy więc może następnym razem coś więcej...
okolice Kępy Borzechowskiej
Udajemy się w teoretycznie powrotnym kierunku na Kępę Borzechowską - łatwo się pogubić! Ale i nagroda wspaniała - tam jest po prostu cudnie! Od Borzechowa, prawie do końca naszej wycieczki trzymamy się szlaku czarnego! Ileż to razy westchnęliśmy nad tym jak piękne miejsce stworzył Dobry Bóg dla okolicznych mieszkańców i dzisiaj dla nas! W takiej niemalże euforii wyjeżdżamy (a mama Zuzi cały czas biegnie!) na nieco ruchliwszą szosę, którą będziemy (zgodnie z czarnymi znakami) podążać do samej Niedrzwicy Kościelnej, w której od razu za torami skręcamy w prawo i kierujemy się wzdłuż torów do auta - za kilka kilometrów skończy się nasza 22 kilometrowa wycieczka... dla was polecamy stronkę http://szlaki.lublin.pl/schematy/borzechow.jpg   pozostaje pytanie dokąd wyruszyć na następną wycieczkę? Gdzie będzie jeszcze piękniej niż tutaj ?!






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz