Podczas podróży postraszył deszczyk, trochę postraszyło zimno, więc wróciliśmy... Udało się przejechać wzdłuż lasu Rejkowizna - ulubionego miejsca spacerów mieszkańców naszego miasta... słowo udało się jest kluczowe, gdyż droga jak dwie krople podobna do najgorszych dróg z wakacyjnej wyprawy rowerowej na ukraińskie wioski... droga 7 km od wojewódzkiego miasta w Unii Europejskiej... z miesiąca na miesiąc coraz gorzej... naprawdę z przyczepką to masakra... potem miłe zaskoczenie, bo odnowiona ulica Brzegowa okazuje się co prawda ślepą dla samochodów, ale rowerem da radę dojechać do "starej" Mełgiewskiej.
Po kilkuset metrach skręcamy w ulicę/wieś Biskupie, w kierunku lotniska, o czym świadczy widziany przez nas i przez Zuzię (!!!) podchodzący do lądowania samolot! Na zdjęciu tylko dla tych o sokolim wzroku ;)
i zbliżamy się do sadów pełnych pięknie kwitnącymi jabłoniami - cóż za widok!
I wtedy właśnie też zaczyna kropić, co powoduje zmianę azymutu na Świdnik, nie dojeżdżając jeszcze do lotniska, ale udaje nam się jeszcze pokazać Zuzi coś co przypomina pociąg, tylko jest o wiele wiele krótsze ;)
I tak okazuje się, że mimo iż nie zamierzaliśmy zobaczyć "nic ciekawego" zobaczyliśmy i pokazaliśmy Zuzi co nieco, trasa momentami przecinała się z obwodnicą Lublina, z torami kolejowymi, ale w gruncie rzeczy kajtnęliśmy się po północnych i zachodnich obrzeżach miasta w to sobotnie przedpołudnie zamiast kisić się w domu. I Wam to polecamy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz