niedziela, 22 maja 2016

"Polatać i popływać" rowerem z marketu...

         Dziś piękny dzień! Niedzielny, majowy, pierwszy upał! Koniecznie trzeba wybrać się na rower! Koniecznie! Pomimo problemów ze sprzętem, bo tata Zuzi poprzedniego dnia jeździł sam po Puszczy Kampinoskiej i złamał ośkę w tylnym kole :( KONIECZNIE - to znaczy, że trzeba pożyczyć rower, albo raczej jednoślad roweropodobny, czyli testujemy rower z marketu! Trwa sezon komunijny i tu prośba: nie kupujcie rowerów w marketach... Pojechaliśmy na rowerze z popularnego dyskontu - i klops! Co chwilę przystanek na jakąś naprawę, dokręcanie, rozkręcanie, a jako że Zuzia przystanków bardzo nie lubi... to i ja o technicznej stronie wyjazdu mógłbym napisać wiele, a napiszę tylko: nie kupujcie rowerów w marketach.



Zuzia z mamą i ... symbolem Świdnika! 
          Teraz o walorach trasy, którą obraliśmy: w planach było Mini ZOO (podobno gdzieś na Franciszkowie), którego nie znaleźliśmy ostatecznie, dalej Port Lotniczy

i dalej nad stawy w Mełgwi. Trasa naprawdę super! Początek trasy bardzo ruchliwy (droga przez Franciszków, następnie Jacków), ale kierowcy bardzo mili i ostrożni !!! Obok sklepu w Jackowie (po lewej stronie) skręcamy w spokojniejszą, przyjemną drogę, którą wyjeżdżamy już prawie w Mełgwi na stawach, wystarczy tylko przeciąć na wprost drogę na Łęczną, którą jechaliśmy wcześniej. Rozkładamy kocyk...



i delektujemy się słonecznym dniem, obserwujemy lądujące i startujące samoloty (na lotnisku nie mieliśmy tego szczęścia), słuchamy donośnych śpiewów dochodzących z kościoła pw. św. Wita w Mełgwi i posilamy się owocami przed drogą powrotną...




             Powrót przez Minkowice malowniczą mało uczęszczaną drogą (którą kiedyś już wracaliśmy z Podzamcza), Krępiec (koło szkoły) i "nareszcie" w domu... Wyjazd to ciągłe awarie i naprawy przy dźwiękach płaczącej Zuzi... Jak już kilkukrotnie wspominałem ona płacze kiedy stoimy i kiedy ją wkładamy do przyczepki, a jak tylko ruszamy przestaje...
Szczęście w nieszczęściu, że ośka pękła kilka dni przed długą przerwą związaną z Bożym Ciałem... jest czas, żeby naprawić koło i ... czekać na słoneczny weekend!



i jeszcze tylko zapis trasy (z błądzeniem po Franciszkowie i z dodaniem "na skróty od 6 do 9km") :


ps. Jeśli pogoda dopisze w następny weekend niespodzianka! Kolejny odcinek "spoza" Świdnika!

2 komentarze:

  1. Fajnie się czyta Wasze wpisy, zwłaszcza że znam te wszystkie okolice jak własną kieszeń bo wychowałem się na Jackowie a potem kilka lat mieszkałem w Świdniku. Na rowerze jako mały chłopiec zjeździłem okoliczne miejscowości, a potem już z synkiem na foteliku też bardzo dużo jeździliśmy po tych okolicach. Pozdrawiam i życzę udanych wycieczek rowerowych :-)
    A pamiętacie "wilcze doły"?

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękujemy za miłe słowa. Wilcze doły - dziś już bardziej okolice lotniska ;) - tak znamy, pamiętamy... kto by nie pamiętał ;)
    pozdrawiamy i zachęcamy do lektury!

    OdpowiedzUsuń