środa, 28 września 2016

"Wróćmy nad jeziora..."

Plany od dawna były inne, półmaraton w Lubartowie, ale zbieg kilku okoliczności sprawił, że na te ostatnie promienie słoneczne wybraliśmy się w jeden z najpiękniejszych regionów Lubelszczyzny - nad jeziora pojezierza łęczyńsko - włodawskiego.

Z bazy (czyli pozostawionego samochodu) nad jeziorem Sumin, udaliśmy się skrótem do Grabniaka, nad jezioro Rotcze, gdzie wielu amatorów leżingu i plażingu wpadło pożegnać lato. Nawet nie spodziewałem się, że skrótem to taki krótki dystans! Po 2 km już byliśmy  nad popularnym "grabniakiem". Z tymże jakość tego skrótu zachęca raczej dospaceru, lub podróży rowerem jednośladowym, na samym końcu (a jeszcze nie wiedzieliśmy, że to już koniec) przejazd z przyczepką sprawiał spore problemy. Jeśli ktoś dawno nie był na tym akwenem, to zmieniło się tam sporo... moim zdaniem zdecydowanie na niekorzyść. Pojawiła się kostka brukowa, jakieś "pseudo-alejki, czy ścieżki" dla wypoczywających, pojawiły się płatne parkingi i ogólnie "infrastruktura" - w najgorszym tego słowa wydaniu. Ku naszej uciesze, już po kolejnych 3 kilometrach byliśmy nad kolejnym jeziorem - nad Uściwierzem. Jeziorko typowo wędkarskie - owszem gdzieś znajdują się jakieś zejścia do wody, ale raczej pośród szuwarów, zarośli - " dla tubylców" - i słusznie! Ma to swój klimat, a "krzykacze i amatorzy hulanek i swawoli" omijają z daleka Uściwierz. Po krótkich poszukiwaniach jeziora znaleźliśmy drogę do wody. Już trzecie jeziorko, a na liczniku dopiero 5 km! Cudowna kraina! Odpoczynek, posiłek, spacer...

i czas do przyczepki, bo powoli, ale trzeba myśleć o powrocie (pętlą rzecz jasna). I tu uwaga - lokalni to wiedzą, my już teraz też - ta drogą co pojechaliśmy to kiedyś może i przejazd był, ale dziś pozostało po nim tylko wspomnienie. Mama dała radę przebiec, my jakoś daliśmy radę przejechać, ale do najmilszych wspomnień ta droga wzdłuż jeziora (od działek bliżej położonych, do tych położonych dalej) nie dostarczyła i serdecznie nie polecamy (chyba, że amatorom offroadu bez przyczepki). Udało się w końcu dotrzeć do asfaltu i potem ze względu na doskwierający jeszcze ostatni upał udajemy się z powrotem do bazy: asfaltem rzecz jasna. Drogą nieco na weekendach ruchliwą, także polecamy uważną jazdę bez szaleństw. Po drodze macha nam bardzo wielu znajomych, wśród niektórych rozpoznajemy całkiem innych znajomych - generalnie wynika z tego dużo śmiechu, jeszcze dłuuugo po powrocie ;) Taki to już region - uwielbiany przez wielu, zatem z pewnością spotkamy nad którymś z jezior kogoś znajomego... Łącznie zrobiliśmy 17 km, ale już po 5 km mieliśmy "zaliczone" 3 jeziora i można było w sumie zaliczać dalej - geomorfologia terenu sprzyja ;)

Taka to zachęcająca kraina. Nie brakuje skrótów, dróg o znikomym ruchu aut, a o zaskakującym pięknie przyrody i jak to nad jeziorami - jedzenia na ciepło i sklepików raczej nie brakuje, a niemal w każdej chwili można pomoczyć nogi w jeziorze. Może wybierzecie się jeszcze w tym roku? A na zachętę MUZYCZNY UPOMINEK !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz