niedziela, 21 sierpnia 2016

Po znanych zakątkach - opcja dla nieśmiałych, opcja na niepogodę...



Po znanych zakątkach "ziemi Świdnickiej" ;) - uwaga nowe pojęcie!  Dlaczego dla nieśmiałych, dlaczego na niepogodę? Ano dlatego, że od dzisiejszej trasy - w razie pogarszającej się pogody, czy w razie nieplanowanej awarii (to są też planowane?) jest tyle alternatywnych powrotów, że ho ho!



W miłym towarzystwie "cioci" Agaty (autorki wszystkich zamieszczonych zdjęć) ruszamy przez miasto w kierunku PKP Świdnik Wschód, a następnie wzdłuż torów do Nowego Krępca, cały czas jadąc prosto dojeżdżamy do Zalewu Krępieckiego - młodszym mieszkańcom Świdnika, trudno uwierzyć, ale on naprawdę kiedyś tętnił życiem i chyba nie brakuje wśród Świdniczan marzeń o powrocie tego miejsca do dawnej świetności. Z tego miejsca kierujemy się, w kierunku Podzamcza, ale nie najkrótszą drogą, tylko w miejscu gdzie są rybne stawy, za mostkiem skręcamy w lewo do Minkowic, dokładniej do odnowionego budynku drewnianego dworca kolejowego, jeszcze nie dawno był w takim sobie stanie, a dziś świeci dawnym blaskiem! I wzdłuż torów przejeżdżamy malowniczymi "meandrami" w kierunku drogi Mełgiew - Piaski - dojeżdżając do niej przy przystanku PKP w Mełgwi - Podzamczu, skąd rzut beretem do Zespołu Pałacowo - Parkowego, który już opisywałem w jednej z pierwszych naszych podróży. Zuzia wstała ze snu, a park jest idealnym miejscem do rozprostowania kości. Nieopodal jest sklep w którym zakupujemy "relikt" przeszłości - który zresztą baaaardzo lubię to jest wodę gazowaną "na miejscu" :D Nie trzeba wozić ze sobą, akurat na jeden "strzał" tj 330 ml mocno gazowanej Bystrej nawadnia doskonale :). Dalej nasza trasa wiedzie do Mełgwi, tuż obok Kościoła św. Wita (uwaga ten odcinek trasy naprawdę mocno ruchliwy), ale tam się dziś nie zatrzymujemy, choć miejsce fajne na odpoczynek, tylko jedziemy dalej, na rondzie w lewo, koło zaparkowanego na stawie śmigłowca i w prawo do Janowic, na "nową drogę obok lotniska".  to na tej drodze łapie nas potężna ulewa, taka, że z trasy zabiera nas autem mama Zuzi (spod lotniska dokładnie). Cały dzień było "tak sobie", ale nie padało, jak nagle lunęło, z tego samego nieba, z którego przed chwilą świeciło Słońce... zmokliśmy do suchej nitki oczywiście poza Zuzią, bo ona akurat miała najlepszą przeciwdeszczową ochronę i sobie znowu smacznie spała... Łącznie do lotniska zrobione ok. 20 km - także trasa naprawdę dla każdego. Wiem, że dla niektórych nawet te 20 brzmi jak jakiś kosmos, ale to naprawdę miły, przyjemny, rowerowy "spacer"!!! Na początek wprost idealny, nawet nie ma opcji (zależy jeszcze od tempa) żeby bolały nogi... a i w każdej chwili można wrócić, alternatywnych pętli można wykonać ze dwadzieścia, sklepy po drodze są, a przez pierwszą połowę trasy cały czas bliżej lub dalej towarzyszą nam to tory kolejowe (a Zuzi nawet pociąg - zabawka od naszej towarzyszki), więc nawet gdyby się rower rozleciał na 15 części da radę pozbierać i na stacje dotrzeć! Na co czekacie? Wskakujcie na rowery!








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz